Bardzo długo zabierałam się do napisania tego postu. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że wzbudza on tyle emocji, przeszywa do wnętrza, atakuje serce i umysł. Może dlatego, że tak bardzo jest osobisty. Może dlatego, że urodziłam się w latach 80-tych i odkąd jestem świadomą obywatelką, mam wolny wybór, a strajki zwykłych ludzi, nie grup zawodowych, żądających praw, znam tylko z opowieści rodziców i z fotografii. Mój tato nigdy nie powiedział mi jak to było kiedy w stanie wojennym został powołany do wojska i na ulicach Wrocławia stanął na przeciwko tłumu ludzi. Nie powiedział, bo nie mógł. Wiedziałam, że już nie wróci totalitaryzm, że upał wraz z Murem Berlińskim, że nasi rodzice i dziadkowie wywalczyli dla Nas lepszy świat, gdzie człowiek jest równy człowiekowi, gdzie nie ma lepszych i gorszych, gdzie rząd jest wybierany przez ludzi dla ludzi. Gdzie podejmowane decyzje, nawet jeśli się z nimi nie zgadzam, nikogo nie krzywdzą. Nie skazują na życie w ciągłym cierpieniu w obawie przed kolejnym dniem, w obawie czy starczy pieniędzy na rehabilitację, czy jako mama będę w stanie zapłacić za życie mojego dziecka. Moje dziecko jest zdrowe. Nigdy nie stanęłam przez życiowym wyborem. I nigdy nie napiszę, że wiem co te mamy czują. Nigdy nie byłam wybitnie emocjonalna w stosunku do małych dzieci. Do decyzji o macierzyństwie dojrzałam późno. W ciąży czułam się dziwnie, ale w momencie kiedy na świat przyszła moja córeczka wszystko stanęło w miejscu. Miłość absolutna, nigdy wcześniej przez mnie nie doświadczona. Tak niecodzienna, że trudna to pojęcia ludzkim rozumem. Byłam gotowa w jednej sekundzie oddać życie za Jej życie. Dlaczego zatem oglądając ostatnie doniesienia w mediach i prasie mam wrażenie, że my kobiety jesteśmy zagorzałymi fankami aborcji? Że trzeba nam zabronić aborcji, bo dokonujemy jej nagminnie? Jak bardzo musiał ktoś zostać w życiu skrzywdzony, żeby mieć takie wyobrażenie o kobietach - matkach? Przecież żadna normalna matka, nie podejmuje decyzji o aborcji sącząc poranną kawę i zjadając ciasteczko. Taka decyzja zmienia całe życie. Dlaczego rząd i środowisko pro-lifowe nie troszczy się tak bardzo o kobiety, które straciły dziecko w wyniku poronienia? Kolejny nieludzki dramat w naszym kraju. Bo w tym kraju nie dba się o kobiety. Zresztą tak jak nie dba się o lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli. W tym kraju dla spokoju sumienia starych dziadów, którym już nie grozi ciąża, skazuje się kobiety na codzienne patrzenie na ból i agonie swoich dzieci. A patrzenie na krzywdę i ból własnego dziecka rozrywa matce serce. Przeżycie własnego dziecka zabija matkę, ale jeszcze gorsza jest świadomość, że można własnego chorego dziecka nie przeżyć i skazać je na to, że nie będzie miał się kto nim opiekować. To mnie przeszywa do szpiku kości. To powoduje, że jest 5 rano, a ja nie mogę spać tylko piszę ten post. Obok leży moja 3-letnia córeczka. To dla niej walczę o lepszą Polskę.

2020-12-14



Galeria zdjęć: