O fotografii sportowej. Czyli dlaczego robić zdjęcia przy wylewaniu po
Właśnie skończyłam edycję kolejnej udanej sesji. Tym razem trochę odeszłam od tematów rodzinnych i dziecięcych, ale nadał zostałam w klimacie lifestylu. Była to sesja sportowa.Właśnie skończyłam edycję kolejnej udanej sesji. Tym razem trochę odeszłam od tematów rodzinnych i dziecięcych, ale nadał zostałam w klimacie lifestylu. Była to sesja sportowa. Mój znajomy trener personalny Jacek, poprosił mnie o udokumentowanie swojego treningu. Już wcześniej miałam okazję fotografować sportowców i crossfiterów i "siłaczy", ale tym razem sesja to był typowy lifestyle. Mało ustawiania i pozowania, raczej dokumentowanie. Jacek robił własny trening a ja zdjęcia. Jedyne o co musiałam się martwić to lampa, bo światła zastanego to tam praktycznie nie było.
Coraz więcej osób zgłasza się do mnie z prośbą o zdjęcia podczas treningu lub na sali treningowej. Dlaczego? Myślę, że warto uwiecznić te nasze momenty chwały, kiedy czujemy, że pokonujemy własne słabości i przekraczamy jakieś, wcześniej dla nas nieprzekraczalne granice. Tym bardziej jeżeli jest to pasja. Coś czemu poświęcamy sporą część naszego wolnego czasu. Dokumentujemy chrzciny, komunie, ważne wydarzenia z życia, które dzieją się raz, czemu nie udokumentować czegoś co nas identyfikuje i co robimy przez kilka godzin w tygodniu, a czasami i codziennie.
Co z tego, że nie wyglądamy jak Ronaldo czy Chodakowska, czy inny guru w naszej dyscyplinie. Przecież nie płacą nam milionów za wylewanie siódmych potów, nie mamy pieniędzy z reklamowania zdrowej żywności, czy pokazywaniem się publicznie z zielonymi napojami. Wielokrotnie rezygnujemy z wielu rzeczy, żeby iść na trening. Mało tego, płacimy karnety na siłownię, wydajemy kasę na sprzęt sportowy, nierzadko więcej niż wart jest nasz samochód. Zrywamy się o 5 rano, żeby wbić na basen przed pracą, w przerwie na lunch biegniemy na siłownię, a pod biurkiem spinamy mięśnie brzucha w ramach treningu. Wyrzeczenia, wyrzeczenia, wyrzeczenia.
Wyrzuty sumienia po zjedzeniu dwóch pączków (dzisiaj tłusty czwartek :)), bo szlag trafił tydzień diety wysokobiałkowej. Zero alkoholu nawet na własnych urodzinach czy grillu u znajomych, gdzie wszyscy sączą mojito. I to wszystko w imię czego????? W imię dobrego zdrowia, fajnej sylwetki, mniejszych boczków, tych lekko rysujących się mięśni brzucha, okrągłej pupy i niezwisających ramion. Nie ważne, że nie jest idealnie. Jest dobrze, bo wszystko ciężko wypracowane. Trzeba to docenić, bo nie wiadomo jak długo potrwa. Wiadomo, że może być lepiej, ale może też być gorzej. Może kiedyś jednak przestać się chcieć ruszyć tyłka sprzed telewizora i zamiast na trening pognacie do lodówki po przekąseczkę. Uwieczni co jest teraz i nie czekaj na lepsze jutro. Jeśli jutro będzie lepiej to tylko można być dumnym.
Wiem to wszystko, bo też jestem sportowcem amatorem i też to wszystko przeżywam. A pączka i tak dzisiaj zjem :)
P.S. Zdjęcia pochodzą z trochę innej sesji. Też sportowej, ale zdecydowanie bliższej memu sercu, bo crossfitowej :)
2020-04-13