Sesje narzeczeńskie? Warto?
Zachowaj Wasze wspólne chwile na dłużej.W weekend miałam okazję spotkać się ze znajomymi, których już dawno nie widziałam. Tak się złożyło, że w czerwcu jesteśmy zaproszeni na ich ślub, więc przyszła panna młoda, a moja koleżanka, zapytała, czy nie zrobiłabym im zdjęć, które później chcieliby wykorzystać jako podziękowanie dla gości (mam nadzieję, że nie zdradzam tutaj za nadto szczegółów wesela i panna młoda mi wybaczy). Pierwotnie miała to być sesja rodzinna w plenerze, ale z powodu choroby maluszka z nami nie była a i pogoda na plener średnio dopisała. Nie mówię, że to moja pierwsza sesja pary, ale chyba faktycznie pierwsza, która okazała się sesją narzeczeńską sensu stricte.
Sesja ostatecznie odbyła się w studio, choć udało nam się wyjść na chwile w plener, w tym wpisie jednak chciałam się z wami podzielić wrażeniami ze studia. To, że jestem fanką czarno-białych zdjęć, dla kogoś kto widział mój profil na insta lub facebooku, nie jest żadną tajemnicą. Okazało się jednak, że Emi także uwielbia czarno-białe zdjęcia, no więc dla mnie cudowna wiadomość! Mogę szaleć :))) I poszaleliśmy. Sesja miała być romantyczna, sensualna i pokazująca bliskość dwojga ludzi, którzy za chwilę staną się małżeństwem. Niesamowicie było patrzeć jak oni się w trakcie tej sesji zmieniają. Na początku z lekkimi wypiekami na twarzy, lekko zawstydzeni, (przecież znamy się długo, ale nigdy nie patrzyłam na nich okiem aparatu), z czasem coraz bardziej rozkwitali. Już wcześniej miałam okazję robić zdjęcia parom i to zawsze działa w ten sam sposób. Po kilku ujęciach widzę, tą samą parę, ale zupełnie inna relację, nie w stosunku do mnie, ale w stosunku do siebie nawzajem. Zaczynają pojawiać się piękne emocje, okazane uczucia, sposób w jaki na siebie zaczynają patrzeć. Często po takich sesjach słyszę, że dawno para nie patrzyła na siebie w ten sposób, że ta proza życia codziennego trochę zabiła romantyzm, a ta sesja, gdzie musieli pokazać swoją miłość, znowu ich do siebie zbliżyła. Zobaczyli siebie w trochę innym anturażu i znowu zaiskrzyło. Cudownie jest na to patrzeć. Myślę, że taka sesja to trochę jak wizyta u psychologa, tylko nie trzeba nic mówić, trzeba być tylko blisko, spojrzeć na siebie, złapać się za rękę, przytulić. Często nie mówię nawet co pary maja robić, to się dzieje samo na moich oczach :) Miłość znowu rozkwita.
I tak sobie pomyślałam, że zbliżają się walentynki i ta moja sesja, to doświadczenie, jak znalazł. Być może warto odświeżyć swoją miłość, znowu zobaczyć siebie w innym świetle, takim jakim się widzieliśmy jak się w sobie zakochaliśmy? Ja nie mam z moim mężem takiej sesji. Jakoś się nie złożyło, ale jak zobaczyłam zdjęcia tych moich przyjaciół, to zamarzyłam, że mi też ktoś kiedyś zrobi taką sesję. Odpowiadając na tytanie w tytule czy wart? W zasadzie każdy sam sobie musi odpowiedzieć, ale z własnego doświadczenia wiem, że po ślubie jak pojawiają się dzieci to związek wygląda już trochę inaczej. Nie ma tyle czasu dla siebie i zawsze pomiędzy jest ta mała istotka. Później człowiek przytula się do siebie przez małego przyssanego do brzucha brzdąca. Więc może warto te momenty zachować w kadrze.
2020-04-08