Gosia i Maciej
Ach co to był za ślub. Gosię znam jak była jeszcze szaloną nastolatką. Nigdy nie przypuszczałam, że nasze losy tak się potoczą, że będę fotografowała jej ślub. Chodzi o to, że znam Gosię ale znam tez jej zwariowaną siostrę Olkę. Uwielbiam jedną i drugą. Są najbardziej pozytywnie zakręconymi dziewczynami jakie znam. Kochają się nad życie i cudownie razem grają. Wiedziałam, że to wesele to będzie sztos. Nie było ważne miejsce, wiedziałam, że one dwie zrobią robotę. Nie mogłam się doczekać tego dnia. Miało padać, wiać i ogólnie katastrofa, ale widziałam, że dla Gośki i Olki taki problem to nie problem. Przygotowania to był jakiś totalny odlot. Tyle się działo, że nawet na chwilę nie mogłam usiąść.
Nie mogłam, albo nie chciałam. Wiedziałam, że jak odłożę aparat to przegapię najlepsze ujęcia. Więc cały czas fotografowałam. Tajemniczym prezentem ode mnie dla Gochy był film. Więc nie tylko fotografowałam, jak nie fotografowałam to kręciłam i tak w kółko. Ślub w klasztorze w Osiecznej był piękny. Ojciec prowadził Pannę Młodą do ołtarza w takt piosenki Guns&Roses. A wesele to już totalne szaleństwo. Tak bawiących się gości jeszcze nie widziałam. Energia, radość, śmiech... Po 15 godzinach fotografowania i kręcenia powiedziałam pass. Moje plecy odmówiły posłuszeństwa. Ale co materiał zrobiłam to moje. Choć chętnie zostałabym do rana.